No tak, tego jeszcze nie było: długonosy biały sąsiad (ja) biega po osiedlu z lassem! O co chodzi? Już wyjaśniam.
W bloku, gdzie mieszkam - bo od ponad miesiąca mieszkam w normalnym bloku, a nie jak wcześniej w domkach jednorodzinnych - mieszkał sobie również pewien pan. Pan miał składzik z surowcami wtórnymi pod zadaszeniem przy bloku. Żeby mu nikt tych surowców nie świstnął, pan uwiązał obok sterty makulatury psa. Pies siedzący całymi dniami na sznurku i załatwiający się 10 cm od własnej miski z jedzeniem (bo sznurek krótki) już mnie nie dziwi: choć takie traktowanie psów nie zdarza się tu bardzo często, to jednak się zdarza.
Ze dwa tygodnie temu pan zniknął - jak się okazało, wrócił do rodzinnej wsi - ale był to pan dobry, więc zabrawszy swoje makulaturowe skarby i zwolniwszy psa-strażnika z obowiązków, spuścił go ze sznurka. Po czym wyjechał.
Pies został. Znienacka bezpański. Gdzie ma pójść? Nie poszedł nigdzie - po prostu kręci się przy bloku.
Słyszałem parę razy, jak obszczekiwał przechodniów, ale że nie robił tego nagminnie, a do mnie nigdy nie miał żadnych ale czy hauhau, więc układy mieliśmy poprawne.
Wierni czytelnicy bloga wiedzą, że sam mam psa (Tajgę) - ze trzy razy mniejszego od psa-ex-strażnika, poza tym mam także Tajgi córkę - niemal 3,5-miesięcznego szczeniaka. Gdy wychodziłem z nimi na spacery, pies-ex-strażnik zawsze nam towarzyszył i usiłował się z moimi psiakami bawić. Ale że duża różnica wielkości, moje psiaki były tym non stop zestresowane. Poza tym Tajga z miesiąc temu została pogryziona - acz trzeba jej przyznać, że w kaszę sobie nie dała dmuchać i odgryzała się dzielnie - przez dwa inne (zawsze chodzące we dwójkę) psy z sąsiedztwa, gabarytów podobnych do psa-ex-strażnika. Toteż ma teraz lekką schizę na punkcie większych psów.
Wczoraj z zabawy przeszło w początek jatki między psem-ex-strażnikiem a Tajgą, udało mi się zareagować szybko i po prostu kopniakiem odgoniłem przeciwnika. Wcześniej nigdy bym psa nie kopnął, ale chyba też mam już schizę: to nic fajnego po takiej walce martwić się czy aby Tajga nie złapała wścieklizny (w Chinach nie ma wymogu szczepienia psów przeciw tej chorobie) i czy aby jej kiszek nie poszarpali (bo efekty psich jatek potrafią być naprawdę krwawe).
Dziś - alas! - kolejna runda. Chwyciłem stojącego przy wejściu do czyjegoś domu mopa z ciężkim trzonkiem, ale do ciosów nie doszło, bo uwagę przeciwnika - i moją - odciągnęło na chwilę czyjeś wołanie i Tajga szczęśliwie zwiała z ringu.
Wołanie było skierowane do mnie. Cieć - nasz własny, blokowy - słysząc skowyty walczących psów, wybiegł za nami na ulicę. Z... lassem w ręku! Z normalnym, regularnym lassem z samozaciagającą się pętlą.
Co się okazało? Wcześniej sam próbował złapać psa-ex-strażnika, ale bezskutecznie. Pies nie w ciemię bity i zawsze odtruchtywał na czas. Pan znalazł we mnie potencjalnego sojusznika i poprosił, żebym złapał psa.
Stałem przez chwilę jak wryty, bo trochę się przestraszyłem, że - a kto to tam wie? - może pies poszedłby na pożarcie (zima się zbliża, wielkość odpowiednia). A do tego nie chciałem przyłożyć ręki. Zwłaszcza, że cieć - widząc mnie z tym ciężkim mopem - zapytał, czy chcę zabić psa, bo jeśli tak, to on mi pomoże! Powiedziałem, że nie chcę zabijać. Wziąłem lasso i ruszyłem z moimi psiakami (ale bez mopa) na ciąg dalszy spaceru (pies-ex-strażnik w międzyczasie się ulotnił).
W trakcie spaceru nasz nieproszony towarzysz znowu się do nas przyłączył, ale już nieagresywnie, po prostu razem z nami wrócił do domu. Powiedziałem cieciowi, że pies jest dla mnie za szybki i że nie udało mi się go złapać - zresztą to prawda, jest naprawdę szybki, zwrotny i bardzo inteligentny.
Jak się sytuacja dalej rozwinie? Nie mam pojęcia. Ale problem bezpańskich lub półbezpańskich (jak te dwa nierozłączne z sąsiedztwa) psów istnieje. Chińskie miejskie - o wiejskich nie wiem - psy nie sa generalnie dla ludzi groźne: po prostu się nas boją i schodzą nam z drogi. Tyle że szkoda tych zwierzaków :(.
Cd. historii: Co się stało z psem-strażnikiem
-
Po wsiach wałęsają się bezpańskie psy, każdy region ''ma swoją rasę'' co oznacza, że psiaki są do siebie podobne, prawie identyczne. Niektóre mniejszości narodowe spożywają psie mięso jak na przykład naród Dong, Yao jego nie jedzą, gdyż pies Pan hu był ich przodkiem.
OdpowiedzUsuńŻeby odegnać tego niepożądanego psa, trzeba zafundować podwórkowego kota, za którym pies-strażnik będzie ganiał do znudzenia, aż w końcu sobie pójdze w siną dal.
...oby!!!
Naród Han też jada psie mięso, ale raczej wyłącznie zimą, gdyż ma ono silne własciwosci rozgrzewające (上火), latem mogłoby więc tylko zaszkodzić - słyszałem to od wielu chińskich znajomych.
OdpowiedzUsuńA niedawno natknąłem się w sklepie na "starter" do hot potu o smaku psininy - taka ciekawostka.
Jak wygląda bezpieczeństwo na wsiach? Chodzi mi o bezpańskie psy. Są agresywne czy raczej nas - ludzi - unikają?
O kocie nie pomyslałem - może warto spróbować! :)