Ostatnio na http://rokwchinach.info:

sobota, 15 września 2012

Małe wyspy, duży kłopot - historia sporu o Senkaku


Senkaku to nieduży archipelag, leżący na Morzu Wschodniochińskim, składający się z pięciu wysp i trzech skałek. Największa z nich zajmuje powierzchnię ponad 4 km2, a pozostałe są dużo mniejsze. Wyspy są obecnie niezamieszkane i cztery z nich są dzierżawione przez Japonię od prywatnych właścicieli (jedna należy do skarbu państwa).
Tak jak przynależność wysp, tak i ich nazwa jest kwestią niejednoznaczną. Jako że w spór uwikłane są trzy państwa, tak też każde z nich nazywa wyspy inaczej. Japońska nazwa to Senkaku, Chińczycy mówią na nie Diaoyutai/Diaoyu, na Tajwanie natomiast znane są one jako Tiaoyutai/Tiaoyu. Na potrzeby tego artykułu używane będą wszystkie nazwy lub po prostu Wyspy, nie przychylając się do żadnej z nich.
Dwie wersje historii
Według chińskiej argumentacji Wyspy od wieków należały do Chin. Pierwsze wzmianki na temat Diaoyu pojawiają się tam w roku 1372, a chińscy uczeni twierdzą, że od XVI w. były one uznawane za część terytorium Cesarstwa. Faktem jest, że Wyspy pojawiały się na chińskich mapach, także tych, które wskazywały terytoria do obrony. Jednak większość japońskich historyków mówi, że ma to niewielkie znaczenie, gdyż wcale nie oznacza, że Chiny odnosiły się do nich jako do swoich ziem albo efektywnie sprawowały nad nimi kontrolę.
Ważne wydarzenia mają miejsce pod koniec XIX wieku. Trwa wojna chińsko-japońska, podczas której Japonia ma zdecydowaną przewagę. W styczniu 1895 roku Kraj Wschodzącego Słońca oficjalnie deklaruje przyłączenie Senkaku do swojego terytorium. Japończycy twierdzą, że niezamieszkane wyspy są terra nullius (ziemią niczyją) w świetle prawa międzynarodowego, gdyż nie znaleźli najmniejszych śladów panowania dynastii Qing nad nimi. Według Chińczyków Japonia wykorzystała wtedy swoją silniejszą pozycję i bezprawie zagarnęła Diaoyu. Tymczasem cztery miesiące później Chiny i Japonia podpisują traktat z Shimonoseki, kończący wojnę, w którym nie ma bezpośredniej wzmianki o Wyspach (choć niektórzy twierdzą, że uznano je za należące do Formozy, którą Chiny scedowały na rzecz Japonii).
Przez następne lata Japonia sprawowała władzę nad Senkaku i nie pojawiły się żadne słowa sprzeciwu zarówno ze strony chińskiej, jaki i innych państw. Wskutek przegranej II wojny światowej Japonia utraciła wszelkie zdobyte terytoria, lecz Wyspy nie przeszły w ręce chińskiego rządu. Ten skupił się na odzyskaniu Tajwanu, a o Senkaku się nie upomniał. Z tego powodu Wyspy, razem z Ryukyu, znalazły się pod amerykańską okupacją do 15 maja 1972 roku. Przełomem stał się raport grupy naukowców z komisji ONZ z 1969 r., w którym napisano o potencjalnych dużych złożach ropy i gazu ziemnego pod dnem morskim przy Diaoyu. Według wielu to odkrycie spowodowało nagły wzrost zainteresowania Chin i Tajwanu Wyspami. Państwa te oficjalnie zaczęły rościć sobie prawo do Senkaku dwa lata później. Od kiedy Amerykanie zwrócili Wyspy Japonii, ta administruje nimi, a Japońska Straż Wybrzeża patroluje Senkaku 24 godziny na dobę. Na Tiaoyu obowiązuje też zakaz wznoszenia jakichkolwiek budynków.
Eskalacja konfliktu
Wyspy Senkaku od lat 70. stały się niekończącym się źródłem napięć i kryzysów na linii Tokio-Pekin oraz, w pewnym stopniu, Tajpej. To właśnie Tajwańczycy spowodowali pierwsze poważniejsze zamieszanie wokół Wysp. W 1990 r. dwa statki z Republiki Chińskiej (na Tajwanie) z dziennikarzami, ekipami telewizyjnymi i sportowcami na pokładzie podpłynęły do Senkaku, próbując umieścić na lądzie znicz olimpijski. Zostali jednak powstrzymani przez Japońskie Morskie Siły Samoobrony.
Historia sporu o Diaoyu nabiera tempa w roku 1996. W czerwcu Japonia ogłosiła, że traktuje Wyspy Senkaku jako linię podstawową do wyznaczenia swojej wyłącznej strefy ekonomicznej. Spowodowało to poważny kryzys w stosunkach z Chinami i Tajwanem. Sprawę dodatkowo utrudnili nacjonaliści japońscy, którzy, w geście poparcia dla swojego rządu, wznieśli latarnię morską na jednej z wysp archipelagu. Wywołało to oburzenie i falę antyjapońskich protestów, zwłaszcza w Hongkongu i na Tajwanie. W 2004 roku ma miejsce kolejne przełomowe wydarzenie – siedmiu aktywistów z Chin ląduje na jednej z wysp i demoluje kapliczkę, wzniesioną przez nacjonalistów japońskich. Zostają oni aresztowani i deportowani do swojego kraju, co nigdy wcześniej się jeszcze nie zdarzyło. Odtąd incydenty stają się coraz częstsze. Zarówno te z udziałem statków pod banderą państw znajdujących się w sporze (każdy twierdzi, że znajduje się na wodach administrowanych przez swoje państwo, tymczasem druga strona uważa dokładnie odwrotnie), jak i te z aktywistami w rolach głównych. Jeden spektakularny przykład zostanie podany, żeby zobrazować do czego są w stanie posunąć się ekstremiści. 23 kwietnia 2004 r. członek japońskiej radykalnej, prawicowej grupy wjechał autobusem w budynek chińskiego konsulatu w Osace (sic!). Oczywiście w proteście przeciwko chińskim roszczeniom wobec Wysp. W 2008 roku doszło do kolizji tajwańskiej łodzi rybackiej z japońskim statkiem patrolowym. Mimo krótkotrwałego ochłodzenia stosunków między oboma państwami, obyło się bez większych spięć. Nie można niestety powiedzieć tego samego o podobnej sytuacji, która miała miejsce dwa lata później i skutkowała jednym z najpoważniejszych kryzysów w relacjach japońsko-chińskich po II wojnie światowej.
Kryzys 2010
7 września 2010 r. przed południem na wodach obok Senkaku chiński statek rybacki zderzył się z dwiema łodziami Japońskiej Straży Wybrzeża, po czym uciekł z miejsca wypadku. Po kilku godzinach został zatrzymany, Japończycy aresztowali kapitana, a statek wraz z 14 członkami załogi odprowadzili do portu Ishigaki, gdzie dowódca łodzi miał być przesłuchiwany. Nie trudno domyślić się, jak całe wydarzenie zostało odebrane w Państwie Środka. Chińczycy natychmiast uznali zatrzymanie kapitana za nielegalne, powtarzając przy tym tradycyjnie, że Wyspy są chińskim terytorium od zamierzchłych czasów. Tym samym rozpoczął się miesiąc nieustannego szumu wokół kolizji, Senkaku, stosunków chińsko-japońskich… właściwie wszystkiego, co leży na sercu jednej i drugiej stronie. Nie było dnia, żeby w prasie nie pojawiały się nowe doniesienia o przebiegu sporu, co działało jak woda na młyn dla nacjonalistów i ksenofobów, ale także oddziaływało na wszystkich obywateli Japonii i Chin. Bardziej gwałtowna była strona chińska. Przez pewien czas z każdym dniem było coraz gorzej.
W momencie, gdy okinawski sąd udzielił zgody na 10-dniowy areszt dla kapitana statku, Chiny ogłosiły, że odkładają planowane negocjacje w sprawie podpisania z Japonią umowy o eksploatacji złóż gazu na Morzu Wschodniochińskim. 13 września, tj. w niedzielę, nad ranem chiński Radca Stanu Dai Bingguo wezwał do siebie japońskiego ambasadora Uichiro Niwę (co było już czwartym w ciągu sześciu dni tego typu wezwaniem dla Niwy). Na spotkaniu Dai przestrzegł Japonię przed niewłaściwym pojmowaniem powagi sytuacji i polecił podjęcie „mądrej decyzji politycznej". Jednak presja ze strony Chin na niewiele się zdała, bo, co prawda, następnego dnia statek z załogą wrócił do ojczyzny, ale bez swojego dowódcy – dalej przetrzymywanego i podejrzanego o celowe doprowadzenia do zderzenia łodzi oraz nielegalny połów na japońskich wodach terytorialnych. Kryzys wciąż się pogłębiał. Odwołana została wizyta pełniącego funkcję wiceprzewodniczącego Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych Li Jianguo w Japonii, a kilka dni później Chiny ogłosiły zawieszenie spotkań na szczeblu ministerialnym i wyższym z japońskimi przedstawicielami. Chińskiego Smoka nie uspokoiło też wypuszczenie kapitana, na co liczyła Japonia. Chwilę po nim chiński MSZ wydał oświadczenie, w którym domagał się przeprosin i rekompensaty za „bezprawne zatrzymanie i naruszenie praw człowieka". Wezwanie to odrzucił premier Naoto Kan i napięciom wydawało się nie być końca. Chiny ograniczyły eksport metali ziem rzadkich do Japonii, zaostrzyły procedury celne w stosunku do japońskich produktów, odwołany został nawet koncert japońskiej grupy SMAP w Szanghaju.
W październiku emocje trochę przygasły. Ze strony chińskiej pojawiły się pierwsze sygnały gotowości do spotkania na wysokim szczeblu, nie osłabły natomiast spięcia wśród społeczeństw. Tysiące protestujących pojawiło się na ulicach chińskich miast, sprzeciwiając się kontrolowaniu Diaoyu przez Japonię. Podobne wydarzenia miały miejsce także w Kraju Kwitnącej Wiśni. Atmosferę znów podgrzał wyciek do Internetu nagrania ze zderzenia, sfilmowanego przez Japońską Straż Wybrzeża. Mimo to 14 listopada udało się wreszcie zorganizować pierwsze dwustronne spotkanie od wrześniowego incydentu. W Jokohamie premier Kan odbył rozmowę z prezydentem Hu Jinato, podczas której zgodzili się oni, że „stabilny rozwój strategicznych, obustronnie korzystnych stosunków pomiędzy Japonią i Chinami jest nie tylko ważny dla obu nacji, ale także dla pokoju w regionie i na świecie". Tym samym spór został po raz kolejny odłożony na półkę, lecz już niedługo miał o sobie głośno przypomnieć za sprawą pewnego polityka.
Jak Ishihara wywołał burzę
Shintarō Ishihara to postać nieobca każdemu, kto śledzi japońską politykę. Kontrowersyjny gubernator Tokio znany jest z ciętego języka i na przestrzeni lat wielokrotnie wypowiadał się w nacjonalistycznym, często antychińskim, tonie. Pomysł, który Ishihara ogłosił w kwietniu tego roku z pewnością zapewni mu stałe miejsce na kartach historii stosunków japońsko-chińskich. Otóż gubernator stolicy Japonii poinformował, że jest w trakcie negocjacji z właścicielami trzech z pięciu wysp Senkaku w sprawie ich kupna przez administrację metropolii. Ishihara zakłada, że Tokio będzie posiadać wyspy, ale te dalej zarządzane będą przez Prefekturę Okinawa. Plan ten został różnie przyjęty w Japonii – przez jednych entuzjastycznie, jak np. przez innego barwnego polityka Tōru Hashimoto, z kolei przez innych mocno sceptycznie. Rząd centralny jednak na początku odnosił się do pomysłu neutralnie. Poważne protesty zgłaszały oczywiście Tajwan i Chiny, mówiąc, że gdyby transakcja doszła do skutku pogorszyłoby to nie tylko relacje dwustronne, ale także pozycję międzynarodową Japonii. Jednakże Ishihara nie wydawał się być zbity z tropu. Wręcz odwrotnie – każdy dzień przynosił lepsze dla niego informacje. Gdy Tokio ogłosiło zbiórkę pieniędzy na zakup Wysp, już po pięciu dniach na specjalnie stworzonym koncie w banku znalazło się 76 milionów jenów (ponad 3 miliony złotych), a po miesiącu suma przekroczyła 1 miliard ¥.
W międzyczasie japoński rząd centralny zaczął dawać sygnały świadczące o tym, że także jest zainteresowany kupnem wysp. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, tym bardziej że w lipcu Chiny wysłały trzy swoje okręty patrolowe w pobliże Diaoyu. Pod koniec tego miesiąca japoński premier Yoshihiko Noda powiedział, że Japonia jest gotowa rozmieścić oddziały wojskowe na Senkaku, jeśli zaszłaby taka potrzeba. W czasie gdy rząd japoński starał się przekonać właścicieli wysp do odsprzedania ich państwu a nie stolicy, na Wyspach miał miejsce kolejny głośny incydent. W połowie sierpnia członkowie grupy nazwanej Komitet Akcji na rzecz Obrony Wysp Diaoyu wypłynęli z Hongkongu do Senkaku, po czym w okolicy jednej z wysp archipelagu zostali otoczeni przez łodzie japońskiej ochrony wybrzeża. Mimo to kilku z nich wyskoczyło do wody i dopłynęło do wyspy. Chwilę później zostali aresztowani przez Japończyków, a następnie deportowani do Chin. Był to pierwszy od 2004 roku przypadek, kiedy to obywatele niejapońscy wkroczyli na Wyspy. Trzy dni później „wyczyn" Hongkończyków powtórzyli aktywiści z Japonii i po obu stronach konfliktu miały miejsce duże demonstracje. Nie obyło się także bez dalszych nieprzyjaznych zdarzeń. 28 sierpnia w Pekinie zaatakowany został samochód japońskiego ambasadora Uichiro Niwy, a łupem padła flaga Japonii przyczepiona do pojazdu. Chiński MSZ oczywiście przeprosił za zaistniałą sytuację, lecz ukazuje ona natężenie negatywnych emocji w obu narodach.
W spór terytorialny aktywnie stara się włączyć prezydent Tajwanu Ma Ying-jeou, który zaproponował inicjatywę pokojową na Morzu Wschodniochińskim. Propozycja Ma składa się z pięciu punktów, mówiących o tym, że wszystkie strony powinny: wykazać się powściągliwością i nie powodować eskalacji konfliktu; rozpocząć dialog i odłożyć na bok sporne sprawy; przestrzegać prawa międzynarodowego i szukać pokojowych rozwiązań; dążyć do konsensusu i ustanowić kodeks postępowania (code of conduct) na Morzu Wschodniochińskim; stworzyć platformy współpracy, by wspólnie eksploatować surowce naturalne w regionie. Jak dotąd inicjatywa nie spotkała się z pozytywnym odzewem z Japonii czy Chin.
W ostatnich dniach wydarzenia wokół Senkaku, przynajmniej w japońskich mediach, weszły jakby w nową fazę. Trwała swoista licytacja między administracją Tokio a rządem centralnym o to, kto kupi Wyspy. Ishihara uzbierał ponad 1,4 mld jenów, podczas gdy państwo ogłosiło, że oferuje 2,05 mld. Centrala zdecydowanie kreowała siebie na zwycięzcę tego „pojedynku", co chwilę powiadamiając, że jest już blisko podpisania umowy z właścicielami czterech wysp Diaoyu. 8 września właściciel wysp powiedział, że przystał na ofertę rządu, co ostatecznie wykluczyło Ishiharę z gry.
Czy to już koniec?
Japoński rząd 4 września informował, że być może wykupi Senkaku jeszcze w tym miesiącu. Zakładając, że tak się właśnie stanie, watro zdać pytanie: czy zakończy to ostatecznie spór o Diaoyu? Zdaje się, że nie. Czym innym jest własność, którą rozpatrujemy w świetle prawa cywilnego, a czym innym suwerenność, którą określamy w oparciu o prawo międzynarodowe. W tym wypadku państwo japońskie może dokonać transakcji, która skutkować będzie przeniesieniem własności, nie władztwa nad terytorium Wysp. Zarówno Chiny, jak i Tajwan dalej będą mogły wysuwać swoje roszczenia w stosunku do Tiaoyu, gdyż istota sporu nie zaniknie.
Czego w związku z tym możemy oczekiwać w najbliższym czasie? Z pewnością napięte stosunki japońsko-chińskie nie zyskają na sprzedaży Wysp japońskiemu rządowi. Zastanawiać się tylko można, czy czeka nas kolejny kryzys, czy oba państwa, bogate w poprzednie doświadczenia, zachowają wstrzemięźliwość. Z pewnością jednak będzie to wielkie wyzwanie dla Chin i Japonii, a być może i dla całego regionu.
________
zob. też:
* A mój student powiedział - Wyspy Diaoyu,
* Wyspy Daoyu (Senkaku) - demonstracje pod ambasadą Japonii
* Zdjęcia z demonstracji w Japonii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!