13/09/2010
Reaktywacja bloga? Chyba tak Dziś krótki wpis o ziemniakach.
Otóż motywowany przypadłością zwaną po angielsku homesick’iem, a po polsku tęskonotą za swojskością, wybieram czasem z karty dań potrawy zbliżone nieco do tego, co jada się u nas. Zbliżone NIECO, podkreślam. Moim ulubionym ostatnimi czasy daniem jest 土豆炒肉丝 (tudou chao rou si [tudoł czao rou sy]), czyli sterta posiekanych w cienkie paski ziemniaków z paseczkami mięsa oraz odrobiną marchewki i cebuli, wszystko szybko podsmażone w woku, oczywiście z dodatkiem klasycznych chińskich przypraw, jako to glutaminian sodu i sos sojowy. Mówiłem przecież, że to danie jest NIECO zbliżone!
Pytanie na marginesie: czy ktoś z Was lubi ziemniaki z ryżem? Albo inaczej: czy u kogoś z Was w domu na codzień łączy się w posiłku ziemniaki z ryżem? Wątpię… U mnie w domu się nie łączy. Albo ryż (rzadziej), albo ziemniaki (duuuużo częściej), plus oczywiście jakieś mięsko i warzywka.
W Chinach opisane danie jada się z ryżem.
Zdarzało mi się jeść na modłę chińską, czemu nie.
Ale w ramach homesick’u nie mogę sobie na to pozwolić, bo moje choróbsko nasiliłoby się się do rozmiarów niewyobrażalnych, a możliwe że i śmiertelnych! Mowy nie ma – jak homesick, to żadnego ryżu do ziemniaków!
Teraz to, co najważniejsze w tym wpisie: reakcje chińskich znajomych (i nieznajomych):
- a ryż?
- hej, zapomniałeś wziąć sobie ryż, zaraz ci przyniosę (klient w restauracji często sam sobie nakłada ryż ze specjalnego “ryżowara” (elektrycznego garnka do gotowania ryżu, powszechnie używanego zarówno w domach prywatnych, jak i restauracjach)
- ooo… ryż się skończył?
- patrzcie, laowaj je samo danie główne hahahahahahahhahahahah
Właścicielom knajpki, w której bardzo często się stołuję, odpowiedziałem z najdrobniejszymi szczegółami na pytania o przyczynę niezamawiania ryżu do ziemniaków i zarysowałem obraz całej polskiej sztuki kulinarnej, ale dalej prawie za każdym razem proponują mi ryż (wyjątkiem jest sytuacja, gdy nie mają głowy do bzdur, bo jest akurat zatrzęsienie klientów i rąk im nie starcza, by wszystkich obsłużyć – acha, bo są nie tylko właścicielami, ale i jedynymi kucharzami oraz kelnerami w swojej jadłodajni; mały małżeński biznes). Nie mam wątpliwości, że zrozumieli, co do nich mówiłem, bo parę dni po naszej rozmowie o kuchni polskiej powtórzyli cały mój wykład o ryżu i ziemniakach jednemu z ciekawskich klientów (ja akurat oczywiście jadłem ziemniaki i służyłem za żywą oraz potakującą egzemplifikację egzotycznych obyczajów).
Dopiero dziś mnie uderzyło, że przecież w Chinach panoszy się Mac Donald’s! Nie, nawet chińskie makdonaldsy nie serwują ryżu do hamburgera i frytek!!!! Więc co niby ze mnie za egzotyka???? Hm… no tak, ale trzeba chyba wziąć pod uwagę fakt, że makdonaldsy tutaj są relatywnie drogie (w knajpkach takich, jak ta opisana wyżej, za naprawdę spory obiad jedna osoba zapłaci góra ze 20 yuanów – ja jadam za 6-15, bo mam mały żołądek i więcej w siebie nie wepchnę heheh – podczas gdy (dość mikry, przyznacie) zestaw w makdonaldsie to jakieś 30 yuanów. Może więc ludzie, których dziwi mój obyczaj niejedzenia ryżu z ziemniakami, po prostu nie chadzają do makdonaldsa. To prawdopodobne, bo mieszkam wśród tzw. prostych (= niemajętnych) ludzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!