08/10/2010
Na spacery z psem chodzę najczęściej na plażę, bo blisko i bo lubię. Zwykle wybieram późną porę, kiedy już nie ma tłumów i można się zrelaksować. Dziś poszedłem sporo wcześniej niż zwykle.Co na plaży robią Xiameńczycy?
1. spacerują brygadami, albo przynajmniej parami,
2. moczą stopy,
3. pływają dość wyczynowo w morzu (żadne tam taplanie się przy brzegu),
4. NIE opalają się (do strojów kąpielowych rozbierają się tylko wyżej wspomniani wyczynowi pływacy, reszta plażowiczów wcale się nie rozbiera),
5. nagminnie się fotografują w strojach ślubnych – tzn. jest tu najwyraźniej jakaś taka moda czy obyczaj, że państwo młodzi muszą odbyć sesję zdjęciową na plaży (na marginesie: kolorem ślubnym w Chinach była czerwień, ale to już przeszłość; teraz wszyscy stosują biel, która tradycyjnie była zarezerwowana na pogrzeby, bo była – i nadal jest! – kolorem żałoby; wpływy Zachodu w przypadku bieli poszły tak daleko, że nie tylko panny, ale i panowie młodzi stroją się w ten kolor – i to wszystkie pary, jakie na plaży widziałem, bez wyjątku),
6. gromadnie campingują (czasami),
7. przywożą, sprzedają/kupują i zbierają owoce morza.
Dziś szczęśliwie trafiłem na punkt siódmy. Pięć rodzin (małe rodzinne biznesy to podstawa) przypłynęło równocześnie z połowu i rozłożyło się z “towarem” na plaży, żeby go posegregować i przy okazji część sprzedać na pniu. Widziałem tu dwa rodzaje małych łodzi rybackich:
1. drewniane, może dziesięcio-parunastometrowe, starej daty, z silnikami,
2. styropianowe, na szkielecie z zespawanych L-owników, ok. 2 m długości i 1 m szerokości, z silnikami.
Dzisiejsze pięć rodzin przypłynęło na styropianowcach. Każda z załóg rozpostarła na piasku kawałek szmaty, przesypała na nią wyłowione zwierzaki, porozstawiała dookoła plastikowe miski (a jedna reklamówki) i zabrała się za segregowanie: kraby większe, kraby mniejsze, krewetki, ryby takie, ryby inne, ośmiornice.. Trzy załogi miały po napowietrzaczu do wody, który wkładały raz do jednej, raz do drugiej miski, żeby każda grupa stworzeń mogła sobie chwilę odetchnąć.
Spacerowicze – jak to w Chinach – bez żenady przystawali i przyglądali się pracy, ja oczywiście też. Niektórzy kupowali świeżutkie owoce morza, inni tylko patrzyli.
Po jakiejś godzinie wszystkie załogi zakończyły pracę i poszły z resztą połowu do domów.
Połaziliśmy jeszcze z psicą, po czym wróciliśmy do miejsca, gdzie segregowano zwierzynę morską. Byli tam teraz inni ludzie – pojedyncze osoby przystawały i wybierały sobie to i owo z drobnicy, która pozostała na piasku. Przy jednej stercie drobnicy zatrzymałem się na dłużej i zrobiłem sobie lekcję biologii w terenie. Zagadywałem ludzi, wraz z którymi gmerałem wśród żyjątek (i nieżyjątek, bo część już odeszła z tego świata) i wypytywałem o nazwy poszczególnych zwierząt, ich zjadliwość itd. Całkiem sporo się dowiedziałem i było naprawdę miło. Potem jeszcze zaprzyjaźniłem się z pewną panią i pomogłem jej wyzbierać wszystkie kraby (2-3 cm max, większe (do 15 cm może) poszły do domu z rybakami, albo ich klientami).
Wróciłem zrelaksowany do domu i poważnie rozważam zakup kuchenki oraz garnka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!