Szczęście mi dopisało – odbierałem psi poród! Po raz pierwszy w życiu… Niezapomniane wrażenia. Azja, jak to psica, rodziła w godzinach wieczorno-nocnych. Pierwsze dwa szczeniaki wyszły bez większych problemów, za to trzeci jakoś się nie śpieszył. Odczekałem przepisową godzinę – nic, odczekałem drugą i trzecią – nic, po odczekaniu czwartej (wg dobrze poinformowanych źródeł czterogodzinna przerwa między szczeniakami to sygnał alarmowy – „coś jest nie tak!!! wołać fachowca!!!”) czekać już dalej nie mogłem. Nieźle po drugiej w nocy zadzwoniłem więc do znajomego weterynarza, który wcześniej obiecał w razie potrzeby pomóc, nie bacząc na porę doby. Jednak okazało się, że baczył… – telefonu nie odebrał. Wysmoliłem pokaźnego esemesa… również bez odpowiedzi. No to draka gotowa – myślę sobie, a Azja śpi w najlepsze. Zabrałem się za ponowne masowanie jej brzuszka – obudziła się. Biedaczka, zmęczona tymi porodami. Po chwili wstała i… zaczęła biegać po pokoju (pierwszy raz od 1,5 dnia wstała w ogóle z legowiska!). Dobra! – w takim razie łatwiej ją teraz przekonam do spaceru (kolejny, prócz masowania, sposób na przyśpieszenie porodu). Nie musiałem przekonywać – gdy tylko zobaczyła smycz, od razu podstawiła się pod nią ochoczo i wypruliśmy na podwórko. Po załatwieniu niezbędnych spraw, zamiast wrócić do siebie, zaczęła gnać w stronę mego domu. Więc ja za nią. I tak w rezultacie… trzeciego szczeniaka – już bez żadnej zwłoki – porodziła na moim łóżku. Rano skruszony weterynarz zadzwonił do mnie z przeprosinami… spał… (Bardzo sympatyczny chłopak, swoją drogą, i nie zdziera za usługi, a wiele rzeczy robi wręcz za darmo). Wszystko dobrze się skończyło, miot miał tylko trzy szczeniaczki. A ja za 1,5 miesiąca biorę jednego z nich :D . Nie, to nie PEKIŃCZYKI… Kundelki.
Właścicielka wróciła rano następnego dnia – na gotowe, można powiedzieć LOL.
-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!