My (ludzie Zachodu) szukamy idealnego partnera, Chińczycy starają się zbudować funkcjonalny związek. Oczywiście generalizuję i upraszczam, ale taka właśnie różnica podejścia rzuca mi się bardzo w oczy.
Pewien młody Amerykanin ożenił się z chińską rówieśnicą. Oboje z niezamożnych (jak na lokalne warunki obu krajów) rodzin, oboje z małych miejscowości. Przed ślubem "chodzili" ze sobą z rok czy półtora.
Zanim doszło do ślubu, Amerykanin - świadom, że dla wielu Chinek pieniądze odgrywają znaczącą rolę przy wyborze partnera - przyglądał się pilnie swojej dziewczynie, "poszukiwaczka złota" czy nie, jest z nim dla pieniędzy i (perspektywy otrzymania amerykańskiego) paszportu, czy nie są to jej priorytety. Testy wypadły pomyślnie i młodzi się pobrali.
Śluby były dwa.
Pierwszy - w urzędzie stanu cywilnego, bardzo prosta i tania procedura, dająca się załatwić w parę dni. Nie zaprasza się żadnych gości, nie ma żadnej ceremonii, to czysta urzędowa formalność, zwykła rejestracja. W świetle prawa stali się mężem i żoną, aczkolwiek dla rodziny dziewczyny - i dla każdego przeciętnego Chińczyka - małżeństwem wcale jeszcze nie byli.
"Prawdziwy" ślub to dopiero weselne przyjęcie. Zaprasza się mnóstwo ludzi, setka to minimum, potrafi być i tysiąc. Decyduje zamożność. W tym przypadku "prawdziwy" ślub odbył się po ponad roku od ślubu cywilnego.
"Prawdziwe" śluby, tzn. wesela, powinny być właściwie dwa: jedno dla rodziny żony, drugie dla rodziny męża, osobno. Dwie wielkie imprezy.
Tu impreza była tylko jedna, dla rodziny żony, bo rodzina męża nie dojechała.
Młodzi żyli długo i szczęśliwie... przez kilka miesięcy. Właśnie się rozwiedli.
Chłopak ma już nową wybrankę serca, tym razem z bogatej rodziny. Dziewczyna ma może 10% szans na powtórne zamążpojście. Dla jej rodziny rozwód to absulutna tragedia i koniec świata.
Ciąg dalszy (postu) nastąpi...
-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!