06/04/2010
Akurat tak się w tym roku złożyło, że nasza Wielkanoc przypada równocześnie z chińskim świętem zmarłych (zwanym też “świętem sprzątania grobów”), dlatego zarówno na uczelni, jak i w pracy miałem całe trzy dni wolnego (sobota, niedziela, poniedziałek). Korepetycje niestety nieco zakłóciły tę sielankę, jak to z kolczastymi różami bywa.Tym razem zamiast “obserwująco uczestniczyć” w chińskim święcie, postanowiłem odsapnąć i polenić się. Nie do końca mi się udało (korepetycje, niewyspanie spowodowane zwierzakami i hałaśliwym dzieciakiem sąsiadów), ale lepszy rydz niż nic.
No i urządziłem sobie świąteczną śniadanio-obiado-kolację. Zakupiłem w tym celu tradycyjne polskie produkty, acz… w końcu jestem w Chinach, więc o tę polskość wcale nie tak łatwo… W każdym razie wyszedłem z supermarketu obładowany tym razem nie nieśplikiem japońskim, bananami, mango, oskomianem pospolitym (lol, ale sztywno brzmi! nie wiem, czy w polskim funkcjonuje taka nazwa, ale po angielsku i po chińsku nazywa się to przystępniej “owocem w kształcie gwiazdy”), ale kiełbasą “polską” (made in China), (tostowym słodkawym) chlebem oraz (pierońsko słonym i równie pierońsko drogim nowozelandzkim) masłem; sól już od jakiegoś czasu w domu posiadam. Ha! na takie egzotyczne rarytasy sobie pozwoliłem od święta!
Oczywiście nie ma wielkanocnej uczty bez jajek. Jako że stołuję się “na mieście”, nie posiadam sprzętu do gotowania. Posiadam – owszem – czajnik bezprzewodowy i nóż, ale że czajnik mi się akurat zepsuł, a nóż ma się nijak do gotowania jajek, poszedłem na łatwiznę i gotowiznę: kupiłem zapas ugotowanych w zielonej herbacie z sosem sojowym jaj na twardo, starannie tym razem wybierając te z niepotłuczonymi skorupkami (czasem się celowo je tłucze, żeby wywar szybciej wniknął do środka, nadając jajkom ich charakterystyczny smak). Jak jajka, to oczywiście pisanki!
Święconki nie było. Kiełbasa zjadliwa. Jajka smaczne, acz nietradycyjne. Z soli nie skorzystałem z uwagi na masło. “Chleb” i “masło”… h-y-m… h-y-m… h-y-m…
Aaaaaaaaaaaaaaa! Ja chcę CHLEBA i MASŁA! PRAWDZIWEGO CHLEBA I PRAWDZIWEGO MASŁA!
Może jutro pocieszę się schabowym. Jakiś czas temu znalazłem koło uniwersytetu mikro-knajpkę, zupełnie chińską, która jednakowoż serwuje prawie prawdziwe schabowe. Troszkę tylko chili w panierunku, naprawdę można na to przymnkąć oko. Skąd schabowe w środku Xiamenu? Nie mam pojęcia. Wszystkie inne potrawy, jakie ta knajpka serwuje, są absolutnie normalne, tj. chińskie, jedynie te schabowe niczym ufo na błękitnym niebie…
Wesołego Alleluja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!