Dziś Wszystkich Świętych. Jutro – w Dzień Zaduszny – nie pójdę na cmentarz i nie zapalę znicza na grobach bliskich…
Jutro będę biegał jak kot z pęcherzem od przedszkola do przedszkola.
Mój nowy zawód to przedszkolny nauczyciel języka angielskiego. Pracuję już ponad dwa tygodnie: do tej pory w jednym przedszkolu – jako zastępca nauczycielki z Peru, która pojechała na wakacje do swego kraju – w tym tygodniu będę już robił na dwóch posadach (ta druga całkowicie moja, żadne zastępstwo), a potem znowu w jednym – tyle że tym nowym, „własnym”.
Chińczycy – o czym wszyscy pewnie wiedzą – na potęgę uczą się angielskiego. Nie wiem, jak to możliwe, że ten fakt nie bardzo znajduje odzwierciedlenie w możliwościach porozumiewania się z nimi w tym języku… są oczywiście osoby, które mówią po angielsku, ale jakoś nikną w tłumie. A może właśnie ogrom chińskiej populacji jest wyjaśnieniem tej „zagadki”?
Jeszcze kilka lat temu każdy obcokrajowiec miał spore szanse na posadę nauczyciela angielskiego. Teraz jest już z tym gorzej. W ogłoszeniach coraz częściej pojawia się zastrzeżenie: poszukujemy native speakera! Na początku nawet nie próbowałem odpowiadać na takie anonse – native’m przecież nie jestem, choć przez parę lat mieszkałem, pracowałem i uczyłem się w Wielkiej Brytanii. Potem mi przeszło. Doszedłem do wniosku, że tacy ogłoszeniodawcy WOLELIBY native’a, ale jeśli go nie znajdą, to na bezrybiu i rak ryba, co mi szkodzi! No i faktycznie – odpowiadali na moje mejle, miałem nawet telefoniczne rozmowy kwalifikacyjne. Myślę, że coś by się z tego urodziło, gdyby nie fakt, że byłem akurat w Polsce, a nauczyciele byli potrzebni od zaraz (koniec sierpnia / początek września). Proszono mnie więc, bym po powrocie do Xiamen skontaktował się ponownie i jeśli do tego czasu wakat nie będzie jeszcze obsadzony, to oni witają mnie z otwartymi ramionami. Przyjechałem pod koniec września – „moich” wakatów już nie było.
Szczęśliwie trafiłem jednak na ogłoszenie Giovanny, wspomnianej wcześniej Peruwianki (sic!). Wybiera się na wakacje – szuka zastępstwa. I potoczyło się. Pooglądałem jej lekcje, umówiłem się z dyrektorką, odbyłem rozmowę kwalifikacyjną, a zaraz potem przeprowadziłem lekcję próbną. Spodobałem się i tak zostałem przedszkolankiem.
Nie mogę nie wspomnieć o Elisie. To ona znalazła ogłoszenie Giovanny i to ona zaaranżowała spotkanie w drugim przedszkolu (pracowała tam w zeszłym roku, ale nie wytrzymała z rozkrzyczanymi „małymi diabłami” i rzuciła posadę w… diabły, na szczęście jednak zrobiła to na tyle kulturalnie, że udało jej się utrzymać dobre stosunki z kadrą przedszkola).
Formalnie rzecz biorąc fach nauczycielski nie był mi obcy. W trakcie studiów (zupełnie niepedagogicznych) zrobiłem kurs nauczycielski i odbyłem wymagane praktyki. Udzieliłem trochę korepetycji. Trochę. No i to tyle, jeśli chodzi o moje doświadczenie w zawodzie. Potem były lata wszystkiego, tylko nie nauczania. Ale jakieś tam strzępy wiedzy pedagogicznej może jeszcze mi w głowie tkwią?
W każdym razie raduje mnie ta praca ogromnie. Moją filozofią jest „uczyć bawiąc”, wyświechtany slogan, ale działa! Uczę kilka grup, dzieciaki w wieku od 2 do 6 lat. Podczas każdej lekcji mam do pomocy dwoje chińskich nauczycieli – uciszają tego, kto się za bardzo rozbryka, albo tego, kto akurat zatęskni za mamą i pomiędzy „two” and „three”, albo „apple” and „lemon” znienacka się rozpłacze. Ponadto grają na pianinie i razem ze mną uczą dzieci piosenek, albo w najgorszym razie włączają i wyłączają magnetofon z „profesjonalnymi” wykonaniami przedszkolnych songów.
Jaką zauważyłem różnicę między swoim podejściem a podejściem chińskich przedszkolanek? Ja to rozrywka, one to obowiązek. Ja – pochwały, one – obsztorcowywanie. Ja to przyciąganie uwagi dzieciaków czymś, co je zainteresuje, one to rozkaz słuchania i powtarzania. Generalnie – chińskie przedszkole to trochę wojsko. Mój własny żywot przedszkolaka sprzed tysiąca lat wspominam jakoś inaczej, zdecydowanie mniej w kolorze moro… Oczywiście chińska przedszkolanka chińskiej przedszkolance nierówna, są i bardziej przyjacielskie, zupełnie jak te moje… Niemniej ogólny obraz jest właśnie taki.
Z czego wynika taki stosunek nauczycieli do dzieci? Czy w grę wchodzi tylko rozgoryczenie przedszkolanek długimi godzinami pracy i relatywnie niskimi poborami (tj. w porównaniu z obcokrajowcami, a niekoniecznie z innymi Chińczykami; chiński nauczyciel w Xiamen zarabia ok. 2 tysiące yuanów miesięcznie, sprzątaczka ok. 600, nauczyciel-obcokrajowiec ok. 7-8 tysięcy)? Sądzę, że nie tylko. Moje „zachodnie” podejście jest nakierowane na jednostkę, na dziecko – to dla niego są te lekcje i to ono ma mieć z nich korzyść. Oczywiście i ja, i chiński nauczyciel chcemy nauczyć je angielskiego. Ale oprócz tego ja chcę, żeby dziecko miało z tego przyjemność, a chiński nauczyciel chce, żeby dziecko stało się społecznie dostosowane. Stąd dyscyplina, stąd ugniatanie tej „gliny” w odpowiedni kształt – człowiek szczęśliwy to człowiek żyjący w harmonii zresztą społeczeństwa, a żeby żyć w harmonii trzeba odkryć, że jest się nutką w symfonii, a nie symfonią samą w sobie. Takie mam nieodkrywcze spostrzeżenie.
Co więcej, efekt chińskiego podejścia bardzo mi się podoba. Wychodzę tu poza przedszkole. W Chinach wszystko jest edukacją – nie tylko system edukacyjny jako taki, ale i polityka czy prawo. Chiny wierzą w wychowywanie obywateli, także dorosłych. Stąd różne slogany na autobusach i murach – kampanie społeczne, zachęcające do „bycia kulturalnym obywatelem miasta Xiamen”, do pomagania innym, do nieplucia (Pekin przed Igrzyskami), do niewychodzenia w piżamie na ulicę itp. Osobiście lubię ludzi w piżamach na ulicy i nie widzę w tym obyczaju nic złego, ale chodzi mi o zasadę.
O jakim efekcie chińskiego podejścia wychowawczego mówię? O bardzo niskim poziomie agresji. Nie widać tu żadnej włóczącej się bez celu, albo raczej włóczącej się w celach zaczepnych młodzieży. W parku, na plaży czy na ulicy jest bezpiecznie niezależnie od pory dnia i nocy. Jeśli masz dość przemykania się chyłkiem (żeby nie dostać po łbie, lub nie zostać „poproszonym” o komórkę czy inne dobro materialne) do własnego mieszkania, albo jeśli właśnie powiłaś dziecię i chcesz je gdzieś bezpiecznie wychować – Chiny to Twój najlepszy wybór!
-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za przeczytanie tego posta i chętnie przeczytam Twój komentarz!